Radhakanta das napisał(a):
Jakież tam padały mądrości z naszej strony, jednak ciekawe ilu z nas zrobiło wysiłek dla ponownego zjednoczenia. By do kogoś zadzwonic, napisać itp.
Tak, "mądrości", a często, jak w moim przypadku "wymądrzania się", z pewnością nam nie brakuje.
Dlatego proponuję każdemu, kto chce i może, aby chwycił za telefon, czy email i skontaktował się przynajmniej z jednym "starym" bhaktą. Ostatnio sam to zrobiłem i efekt jest zadziwiający, bo Kryszna zachęca aranżując niespodziewane sytuacje, i zmienia w nas wizerunek danej osoby. Może już wkrótce zadzwonię nawet do siebie!
Radhakanta das napisał(a):
Zgadzam się z wszystkim co opisaliście powyżej - no, może tylko dodam, że ciężar niekoniecznie spoczywa na świątyni gdyż liczba mnichów czy mniszek nie jest tam obecnie znacząca i rozsiewanie z tego miejsca atrakcyjności do bhakti-yogi nie jest aż tak kluczowe jak jakość towarzystwa i związków między bhaktami w ogóle.
Dobry punkt. Mówiąc "świątynia" lub "kościół" miałem na myśli nie tyle, tych kilku Bogu ducha winnych brahmacarinów, ale każdego z nas, który utożsamia się ze świątynią, lub z ISKCONem jako organizacją kościelną. Zmuszanie brahmacarinów do porzucenia ich obowiązków np. służenia Bóstwom, czy gotowania dla bhaktów, w celu pomocy w przeprowadzce grihasty, nie w każdym przypadku musi być właściwą rzeczą, a w pewnych przypadkach istnieje nawet ryzyko nadużyć. Nie o taką "wzajemność" mi chodzi.
A już tak przy okazji, to używam słowa "kościół" w stosunku do ISKCONu, bo takiego określenia używał Śrila Bhaktisiddhanta Saraswati w stosunku do Gaudija Matha, o czym dowiedziałem się czytając książkę Bhakti Vikasa Maharadża "Śri Bhaktisiddhanta Vaibhava". Osobiście, bardzo podoba mi się to słowo użyte właśnie w tym kontekście.
Definicja słownikowa z USJP, PWN to: "Kościół «grupa, wspólnota ludzi jednego wyznania, zwłaszcza wspólnota chrześcijańska», a więc nie jest to zbyt naciągane określenie.
Radhakanta das napisał(a):
Wydaje się jednak że wiele osob które teraz boi się nas odwiedzać obawia się że może być tak jak np.no powiedzmy jak w sytuacji gdy ktoś, nawet nie jest wegetarianinem idzie mimo wszystko na manifestację przeciwko hodowli lisów na futerka, żeby choć trochę przyczynic się do redukcji cierpienia niektorych zwierzat , na zasadzie - lepiej tak niż siedziec w domu przed tV, lepiej choć trochę się oczyścić. Liczy że ktoś z manifestantow go trochę doceni jednak widzi że nie tylko nikt się nim nie przejmuje to jeszcze raczej spojrzy czy aby nie ma butów czy paska ze skóry żeby tylko wytknąć jakąs hipokryzję, skrytykować że nie jesteś identyczny jak inni. Wykonany pozytywny krok kończy się więc zdołowaniem.
I znowu trafny i ważny punkt, Prabhuji. Ocenianie innych... Patrzymy, i krytycznym okiem oceniamy czyjeś błędy i uwarunkowania, a ignorujemy i przeoczamy najważniejsze, czyli fakt, że dusza pragnie i ma szansę służyć Śri Ćajtanji Mahaprabhu. Ten ważny temat poruszyliśmy w kontrowersyjnym i ukrytym już na szczęście wątku, na innym forum, o homoseksualistach żyjących w związkach, dla których, w/g niektórych bhaktów nie ma miejsca w kulturze wajsznawa-nitya-dharmy, co nie jest prawdą, jak pokazują opowieści z śastr i przykład aczarjów.
Z tej samej książki o Śrila Bhaktisiddhancie dowiedziałem się, że kiedy gubernator Bengalu Sir John Anderson odwiedził Mayapur, Śrila Bhaktisiddhanta Saraswati zlecił przygotowanie i zorganizowanie przyjęcia dla niego przez hotel w Kalkucie, który na bezpośrednie polecenie tego aczarji, dostarczył gubernatorowi i jego świcie mięsa do spożycia, oraz innych "nie-wajsznawa" rzeczy, zgodnie z nawykami Brytyjczyków. Innym razem zamówił papierosy dla niemieckiego naukowca, a wszystko to po to, aby stworzyć uwarunkowanym duszom komfortowe środowisko, w którym mogliby spokojnie, będąc już wolnymi od niepokoju umysłu słuchać Hari-katha i przekazu Mahaprabhu.
Śrila Bhaktisiddhanta był tak zainspirowany tym podejściem, że zasugerował, aby wprowadzić tą strategię w nauczaniu na Zachodzie, czemu zaoponował jego uczeń Śrimad B.R. Śridhar Maharadża, argumentując, że przyniesie to lawinę krytycyzmu. Wiesz Prabhu jaka była odpowiedź aczarji? Śrila Bhaktisiddhanta odparł: "Zdecydowałem o tych wszystkich rzeczach tysiące narodzin temu. Musimy zrobić dosłownie wszystko, co jest tylko możliwe i wymagane, aby służyć Mahaprabhu" (ang. org. "I decided all these things thousands of births ago. We have to do anything and everything for serving Mahāprabhu.”). A my, sami nie będąc wolnymi od anartha oraz pragnień karmy i jnany siedzimy za biurkiem, gdzie oceniamy i krytykujemy inne uwarunkowane dusze objawiające rzadkie zainteresowanie służbą dla Mahaprabhu, za drobiazgi związane z ich materialnym ciałem i umysłem, utrzymując, że materialistyczna moralność prana-mayi dotycząca fizycznego i mentalnego ciała jest ważniejsza od niezwykle rzadkiego pragnienia pełnienia służby oddania dla Mahaprabhu przez uwarunkowaną duszę, utrzymując butnie, że w wiecznej kulturze duszy nie ma miejsca dla pewnych dusz, tylko dlatego, że nam, podobnym do nich uwarunkowanym duszom, nie podoba im się ich ciało, umysł, słowa, czy nawyki!
Radhakanta das napisał(a):
Ale tak z życia mojego codziennego - mam odczucie że niektórzy ludzie spoza kręgu waisznawów, którzy wiedzą że jestem w ten proces zaangażowany i którym staram się coś powiedzieć o bhaktijodze , mogą być osobami sympatycznie nastawionymi do świadomości Kryszny tak długo jak...będą z dala od całego Ruchu. Dopóki znają pojedynczych bhaktów mają pozytywną postawę wobec jak to czasem okreslają 'krysznaizmu' ale nie mam zaufania do sytuacji gdyby bardziej zaczęli badać naszą spoleczność. I to jest rzecz smutna, bo nawet swoi nie chcą wracać a co ty dopiero mówić o nowych osobach.
To niestety jest prawdą. Też mieliśmy sytuację z moją żoną, gdzie dosłownie baliśmy się skierować daną osobę do świątyni, bo byliśmy przekonani, że bardzo szybko ucieknie stamtąd i od mantrowania, co też się niekiedy stało. Czasami zbytnia intensywność i brak subtelności w nauczaniu pewnych osób, oraz styczność z życiem klasztornym/świątynnym może przynieść odwrotne efekty, jeżeli nie ma tam doświadczonych życiowo i rozumiejących realia życia takich osób, bhaktów. Dlatego grihastowie odgrywają tak ważną rolę w nauczaniu.
Radhakanta das napisał(a):
Świątynia jest super jako miejsce bhajanu i kirtanu ale byłaby miejscem znacznie bardziej atrakcyjnym jeśli moglibyśmy w niej spotykać atrakcyjnych wielbicieli - jak pisaliście - ludzkich.
Niestety dojrzałości nie można kupić, ani wyczytać z książek, i musi sama, wraz z czasem i życiowym doświadczeniem się pojawić. Dlatego, jeżeli teraz, w tej chwili zadzwonimy, czy napiszemy do bhakty/bhaktów, których nie wiedzieliśmy w sadhu-sandze od dłuższego czasu, to zwiększamy naszą szansę na obcowanie z ludźmi życiowo doświadczonymi i dojrzałymi. Ludźmi mądrymi. Wkład takich osób w społeczność bhaktów jest wprost nieoceniony! Na to też w swoich wypowiedziach kladzie nacisk Bhakti Vidya Purna maharadża. Nie oceniajmy ludzi za to, że byli, czy są
mayi, ale błagajmy ich, aby wrócili i dali nam swoje wartościowe towarzystwo i pomoc. Doceńmy ich bezcenne życiowe doświadczenie, cechy i zdolności, którymi mogą się z nami podzielić w służbie oddania, z korzyścią dla nas, jak i dla całego kościoła. ABC, którego, wydaje się, że jeszcze sobie nie przyswoiliśmy.
Dzięki za zainspirowane słowa, Prabhuji! Ściskam Cię mocno, bo jesteś wulkanem pozytywnej energii i inspiracji. Dzięki Bogu, że zdecydowałeś się na publiczne dzielenie się z nami swymi wartościowymi cechami, doświadczeniem i wiedzą!
Ściskam też (tak, przyznaję się, że jestem typem "huggera", czyli "ściskacza"
), mojego drogiego Pavanę Ćajtanję, który niczym Narada muni wędruje przez świat i naucza, bo bez zakładanych przez niego częstych wątków, z pytaniami, kwestiami, problemami, itd, bhaktowskie fora prawdopodobnie przypominałyby Saharę. A on, Kurma Matsya, niczym transcendentalny ogrodnik, bezustannie podlewa i podlewa, tym swoim wielkim szlauchem duchowej inspiracji i mądrości. Haribol!