Zgodnie z obietnicą, jestem z powrotem z tematem o świątynii. Jak wspominacie pierwszy swój pobyt w świątynii, jak było, przyszliście sami czy z kimś itp. Ja powiem szczerze, żeby się do Was dostać najechałam się kawał drogi, co już niektórzy wiedzą. Ciężko Was znaleźć, a jeszcze śniegi i mrozy, zero człowieka na ulicy, żeby spytać o dalsze urywające się gdzieniegdzie numery domów...Inna sprawa, że wysiadłam przystanek za szybko, ale nieważne. Przyszłam sama, bez zapowiedzi, strasznie zestresowana i przerażona. Obserwowałam co i jak. Na początek oraz na koniec skorzystałam z kiermaszu i nawet rozmawiałam z jakimś pomarańczowym potworem
(może tutaj jest?). Weszłam potem do sali, gdzie odbywał się program i bardzo spodobał mi się wykład no i mantra też ma coś w sobie, nie powiem...spodobała mi się ogólna radość, taniec i dyskusja i to uczucie, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, jak w innych religiach np. do chodzenia do kościoła "na pokaz dla sąsiadów"
. Zawsze to coś innego...Przyznam się jednak szczerze, że na początku czułam się trochę sama, a potem rozmawiała ze mną jedna tylko osoba (na szczęście!). Siedziałam na końcu sali, żeby nikomu nie przeszkadzać. Wszyscy siedzieli w grupach ze znajomymi. No, ale tak to chyba jest jak się przybywa pierwszy raz i to spóźnionym...Potem dopiero (podczas prasadam) rozmawiałam z pozostałymi, ale i tak nie ze wszystkimi. W zasadzie program w świątynii tego dnia był taki, że rozmawiać było można dopiero później, bo najpierw była mantra itp. Było miło jednak i będę do Was teraz zaglądać. Z czasem się poznamy i wiem, że jakoś to będzie. Prasadamu się nażarłam do granic możliwości smaczny był. Na kiermaszu nie mogłam znaleźć jednak biżuterii i niektórych książek, ale w końcu to co chciałam mam. Ogólnie wypadło nie najgorzej, ale na pewno będę do Was przychodzić, do zobaczenia mam nadzieje w przyszłą niedziele.